środa, 25 grudnia 2013

Chapter 7

 Nigdy nie wiedziałem, co to jest życie, dopóki nie zaczęło kończyć się w moich rękach [...]. - Anne Rice


Kiedy się ocknęłam oślepiło mnie mocne światło jarzeniówek. Przymrużyłam oczy i rozejrzałam się dookoła zdezorientowana.
- Gdzie ja jestem? - wyszeptałam bo z jakiegoś dziwnego powodu nie mogłam odezwać się głośniej.
Chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie więc znów się położyłam. 
- Jesteś w szpitalu skarbie - odezwał się znajomy głos.
Zerknęłam w górę aby zobaczyć kto do mnie przemawia i zauważyłam moją mamę.
Odetchnęłam z ulgą.
- Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona 
Moja rodzicielka westchnęła.
- Nic nie pamiętasz Vivienne ? - przysunęła jakies krzesełko do mojego łóżka, usiadła i złapała mnie za rękę.
- Nieee - pokiwałam głową.
Znowu westchnienie.
- Kiedy przyjechaliśmy z tatą do domu.... - zaczęła - na podjeździe stała karetka.
W jej oczach pojawiły się łzy. Przygryzłam wargę i kiwnęłam głową dając jej znak, aby kontynuowała.
- Bardzo sie przestraszyliśmy. Myśleliśmy... - pociągnęła nosem - Myśleliśmy, że to już....
- Że to już koniec ? - wyręczyłam ją. Ten cholerny głos... Dlaczego mogę mówić tylko szeptem ??
- Tak skarbie.- pogłaskała mnie po głowie i pocałowała mnie w czoło - Ale okazało się, że to po prostu osłabienie organizmu. Miałaś bardzo wysoką gorączkę.
- Bardzo bolały mnie kości. Bolało mnie wszystko. Straciłam panowanie nad własnym ciałem - skrzywiłam się na wspomnienie tego potwornego bólu .
- Wiem kochanie. W twoim stanie to normalne  - uśmiechnęła się smutno - Doktor powiedział,że przepisze ci jakieś silne środki przeciwbólowe . Będziesz musiała je brać  kiedy takie nagłe ataki bólu znowu ci się przydarzą. 
- Mamo.. - nagle przypomniałam sobie wszystko co wydarzyło się zanim całkowicie odpłynęłam w niebyt - Kto zadzwonił po karetkę??
- Któryś z sąsiadów. Podobno widział przez okno jak upadasz - wyjaśniła 
Ściągnęłam brwi i podrapałam sie po głowie.
- Nie widziałaś w pobliżu żadnego blondyna ? - zapytałam zdezorientowana
Mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Nie skarbie - pogłaskała mnie jeszcze raz po głowie - na pewno dobrze się czujesz ? 
-Tak. Zostaw mnie samą- spojrzałam jej w oczy - muszę odpocząć
Moja rodzicielka wstała z krzesła, odstawiła je na miejsce i upewniając się, że mam wszystko czego mi potrzeba opuściła pomieszczenie. 

Cholera jasna. Zostawił mnie. Tak po prostu mnie zostawił. Byłam sama i nieprzytomna. 
Nie wezwał nawet karetki. Uciekł jak zwykły tchórz. Zresztą czego mogłam się spodziewać po chłopaku, który mnie porwał i próbował zgwałcić? 
Odetchnęłam głęboko. 
Pamiętam przecież, że przejął się mną. Widziałam to. Widziałam tego zagubionego chłopaka kiwającego się w przód i w tył. Przez moment miałam nawet ochotę go przytulić.
Ale czy na pewno to widziałam? Czy to nie jest tylko i wyłącznie wytwór mojej wyobraźni.
Najlepiej będzie jeżeli o tym zapomnę.... Jeżeli zapomnę o nim...
Może wreszcie da mi spokój? 


Tydzień później


Leżałam na łóżku i oglądałam kolejny odcinek Glee. Uwielbiam ten serial!
 Rodzice znowu są w pracy.
Przez ostatni tydzień stale byli w domu.  Oboje wzięli sobie urlop na żądanie i starali się spędzić ze mną każdą wolną chwilę. Byli niezle wystraszeni moim ostatnim pobytem w szpitalu.
Co do Nialla to hmm.. Od mojego ostatniego pobytu w szpitalu nie odezwał się ani razu. Może powinnam się cieszyć? Nie czuje jednak radości. Może jestem chora psychicznie, ale czuję coś w rodzaju tęsknoty. Bądz co bądz to dzięki niemu moje zycie ostatnio zaczęło być bardziej interesujące. 
Dzięki niemu w moim życiu pojawiła się adrenalina.
Nie myśląc nad tym co robie sięgnęłam po telefon i wybrałam numer z którego ostatnio dzwonił do mnie blondyn.
Po drugim sygnale w słuchawce usłyszałam jego głos:
- Słucham? - ostry i surowy jak zwykle
- YY cześć - udało mi się wydusić z siebie tylko jedno słowo. Świetnie! Brawo Viv !
Cisza
- Czego chcesz ? - odezwał się nagle
- Chcę się spotkać - sama nie mogłam uwierzyć w to co mówiłam
Śmiech Nialla sprawił, że zaczęłam żałować swoim słów.
- Dobra wiesz co ? - pokręciłam głową zrezygnowana - jednak nie chce...
Znowu cisza
- Będę po ciebie za 10 minut - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i się rozłączył.
Oczy miałam okrągłe jak spodki. Zdziwiona rozchyliłam usta.
NIE WIERZĘ, ŻE TO ZROBIŁAM . Albo jestem masochistką albo jestem nienormalna. Przecież tydzień temu.. Tydzień temu. Przecież to on doprowadził do mojego pobytu w szpitalu. Nie mogę się z nim spotkać.
Nie mogę ale chcę.....
Ubrałam się i zbiegłam po schodach do kuchni. 
Sięgnęłam po kartkę i długopis.

Mamo, tato wychodzę do Emilly. Wrócę póznym wieczorem.
Nie martwcie się. Chcę po prostu odnowić kontakt ze znajomymi z klasy.

                                                               Vivienne xoxo



Kartkę położyłam na kuchennym stole, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi a klucz.
Powiew świeżego, jesiennego powietrza dodał mi energii. To malutkie, niewinne kłamstewko nie wyrządzi nikomu szkody. To dla dobra rodziców. Nie byłoby dobrze gdyby dowiedzieli się, że ich śmiertelnie chora córka właśnie idzie na spotkanie z gwałcicielem i porywaczem.... I co najważniejsze : Robi to dobrowolnie.
Tuż za moim domem stało czarne BMW. Widziałam do kogo należy.
Zaczęłam isć w kierunku auta i kiedy stałam już przy drzwiach od strony pasażera nabrałam wątpliwości. Odwróciłam się na pięcie i chciałam uciec, ale drzwi samochodu szybko się otwarły i ręka Nialla wciągnęła mnie siłą do środka. Zatrzasnął drzwi i odpalił auto. Ruszył z prędkością światła wbijając mnie tym samym w siedzenie. Oszołomiona tym wszystkim co się przed chwilą stało i wystraszona jego gwałtownością otworzyłam drzwiczki i chciałam wyskoczyć, ale Horan z kosmiczną prędkością zatrzasnął je i gwałtownie zahamował.
- Czy cię kurwa do reszty popierdoliło?!!!!!!!!- wydarł się na mnie - mogłaś zginąć!!!
- Każdy kiedyś umrze- zaśmiałam się- Kogo jak kogo, ale ciebie na pewno nie interesuje moje życie!
Niall z całej siły przywalił pięścią w deskę rozdzielczą.
- KURWA MAĆ !! - skuliłam się na samochodowym fotelu - Wiesz jak bardzo mnie wkurwiasz?! Dzwonisz do mnie i chcesz się ze mną spotkać, po czym nagle wyskakujesz jak poparzona z mojego auta chcąc popełnić samobójstwo!!! 
Złość wzięła górę nad strachem.
- Wiesz jak bardzo ty mnie wkurwiasz?!!!- krzyknęłam patrząc prosto w jego niebieskie oczy - Porywasz mnie, przetrzymujesz, próbujesz zgwałcić, bijesz, nękasz i doprowadzasz do tego, że trafiam do szpitala!!!!! - łzy pojawiły się w moich oczach.
Cholerna słona woda! Starłam je ze złością.
Oszołomiony blondyn wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę.
Bałam się jego wybuchu. Cholernie się bałam. Ale co tam! I tak umrę więc czy zabije mnie teraz czy potem....
Horan pośpiesznie odpiął swoje pasy. Moim ciałem zawładnęły dreszcze. Vivienne! Nie okazuj mu swojego strachu -  nakazałam sobie w myślach.
Chłopak chwycił mnie w ramiona i posadził sobie na kolanach. Nie czekając ani chwili dłużej namiętnie wpił się w moje usta. Smakował nikotyną.
Momentalnie cały strach odpłynął a jego miejsce zajęło nowe, nieznane dotąd uczucie - pożądanie. 
Usiadłam na niego okrakiem. Niall odsunął fotel do tyłu aby zrobić nam więcej miejsca. Całowaliśmy się bez opamiętania, jakbyśmy zaraz mieli umrzeć, jakby świat zaraz miał się skończyć. Wszystkie nasze ruchy były dzikie i szybkie. Horan wziął w zęby płatek mojego ucha i zaczął lekko go podgryzać. Jęknęłam z rozkoszy. Jego ręka powędrowała w dół i chwyciła moje krocze. Zacisnął rękę na mojej kobiecości z taką siłą, że aż pisnęłam. Oboje ciężko dyszeliśmy i oboje chcieliśmy więcej.
Chwyciłam w ręce pasek jego spodni  i zaczęłam się z nim szamotać. Na twarzy blondyna zagościł  brudny uśmiech. Jednym ruchem odpiął pasek a moja ręka powędrowała do jego bokserek. Niall podniósł się, aby ułatwić mi zsunięcie ich. Złapałam jego sztywniejącą męskość i uśmiechnęłam się pod nosem. Teraz to ja jestem tutaj panem i władcą. Niall z pożądaniem zaczął całować mnie po szyi. Jedną ręką masowałam jego męskość, drugą złapałam jego włosy i pociągnęłam za nie z całej siły. Blondyn wciągnął głęboko powietrze.
Nagle ktoś zapukał w szybę samochodu. Szybko oderwaliśmy się od siebie cięzko dysząc . Horan dosłownie rzucił mnie na siedzenie pasażera. Sam wciągnął na siebie bokserki i spodnie. Dobrze, że jego BMW miało przyciemniane szyby. 




Wesołych świąt :*
Czytasz = Komentujesz



sobota, 21 grudnia 2013

Chapter 6

Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne. - William Shakespeare




Osiemnasta.
Osiemnasta trzydzieści.
Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki.
Miałam wielką ochotę zostać w domu i pooglądać trochę romansideł, ale niestety los miał inne plany.
Wcale nie chciałam się z nim spotkać. Po prostu się go bałam. Już raz próbował mnie zgwałcić. A co jeśli zrobi coś moim rodzicom? Nie darowałabym sobie tego.
Nie zamierzam się stroić! Co to to nie! Na złość temu skurwysynowi ubiorę się jak ostatni lump.



*Dzwonek telefonu*
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Telefon leżał na biurku.
-Halo? - jakiś nieznany numer
-Słuchaj mała- dreszcze przeszyły przez całe moje ciało na dzwięk tego głosu- Załóż coś bardziej wyjściowego. Nie chcę żebyś przyniosła mi wstyd.
Przełknęłam głośno ślinę. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co właśnie usłyszałam.
-Słucham?! - prychnęłam
- Nie prychaj na mnie złotko bo tak cię przerżnę, że cię własna matka nie pozna!! - krzyk w słuchawce sprawił,że zaschło mi w gardle. Strach sprawił, że moje nogi stały się nagle jak z waty. Jeszcze chwila i się przewrócę. Teraz to dopiero się bałam. Zamknęłam oczy i policzyłam w myślach do trzech.
-Będę po ciebie za 20 minut i masz być gotowa bo jak nie to inaczej sobie porozmawiamy - usłyszałam charakterystyczny dzwięk zakończonego połączenia i ze złością rzuciłam telefonem o ziemię.
-CHOLERA JASNA!!!- wydarłam się na całe gardło i kopnęłam bogu ducha winną lampę stojącą przy biurku.
Dobrze, że rodzice są jeszcze w pracy bo dostaliby zawału. Oni chyba nie zdają sobie sprawy, że ich kochana córka zna jakiekolwiek wulgaryzmy i wie co to agresja. Żyją w słodkiej nieświadomości...

Wystraszona tym, że blondyn zaraz tu będzie pobiegłam do łazienki, sięgnęłam po kosmetyczkę i zrobiłam sobie mocny makijaż. Musiałam nałożyć grubą warstwę podkładu i korektora, aby ukryć cienie pod oczami i bladą twarz. Chociaż odpychałam od siebie myśl o śmierci i starałam się żyć normalnie to wiedziałam, że ona zbliża się nieubłaganie. Dziś jeszcze miałam siłę wstać i normalnie funkcjonować, ale kto wie co będzie jutro? Czy będę potrafiła podnieść się z łóżka? Czy w ogóle się obudzę ?
Ubrałam krótką skórzaną spódniczkę i białą bokserkę. Do tego żakiet w czarno-białe pionowe pasy i 13 centymetrowe czarne szpilki. Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze i cieszyłam się, że wyglądam zupełnie inaczej niż zwykle.
Dwadzieścia minut później usłyszałam dzwięk otwieranych drzwi. Zdenerwowana pobiegłam na dół.
Na przedpokoju ujrzałam zadziornie uśmiechającego się Horana.
Miałam ochotę rzygnąć na sam jego widok.
- Tu się puka idioto! - wydarłam sie na niego
- Puknąć mogę ciebie - puścił mi oko, a ja przewróciłam oczami.
W momencie znalazł się przy mnie. Jego silna dłoń złapała mnie za włosy i sprawiła, że upadłam przed nim na kolana.
Ból był nie do opisania. Myślałam, że wyrwie mi wszystkie włosy, które mi zostały.
-Przeproś!! - krzyknął
Przełknęłam wielką gulę w gardle a w oczach stanęły mi łzy.
-Przeproś albo cię rozpierdole!!- byłam coraz bardziej roztrzęsiona
-Przepraszam- wyszeptałam bez namysłu.
On tylko się zaśmiał i puścił moje włosy. Upadłam na podłogę i skuliłam się do pozycji embrionalnej.
-Wstawaj bo się spóznimy- syknął
Odetchnęłam głęboko, powoli wstałam i poprawiłam swoje włosy.
- I tak wyglądasz jak sierota. - zaśmiał się
Wbiłam wzrok w podłogę i otarłam wierzchem dłoni łzy, które zdążyły wydostać się na zewnątrz.
Zawroty głowy i piekielny ból nie ustępowały.
Zatoczyłam się w stronę blondyna. Obraz przed moimi oczami stawał się coraz bardziej rozmazany.
Kolana ugięły się pode mną a ja chwyciłam tylko rękę zszokowanego Nialla i zemdlałam.



-Vivienne ? - usłyszałam zaniepokojony głos
Zacisnęłam mocno oczy.
-Vivi?
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokoło. Leżałam na kanapie a przede mną klęczał Horan.
To tak jakbym przeżywała deja vu.  Tak jakby, bo Niall nie jest  Harrym a mój dom nie jest domem psychopatycznego blondyna.
Zdziwiona jego nagłą troską o mnie wstałam gwałtownie i natychmiast tego pożałowałam. Zawroty głowy wróciły.
Podniosłam się z sofy i ruszyłam w kierunku kuchni. Moim poczynaniom cały czas przyglądał się Niall.
W momencie, kiedy przestąpiłam próg kuchni nogi odmówiły mi posłuszeństwa a całym ciałem zawładnął tak potężny ból, że straciłam władzę nad własnymi kończynami i upadłam.
Upadając tak mocno przywaliłam głową o kuchenną podłogę, że dziwię się, że jeszcze żyję.
Przerażony chłopak podbiegł do mnie, wziął na ręce i położył na sofie.
- Vivienne !! - krzyknął kiedy zorientował się, że znowu odpływam.
- Kurwa jego mać! - przetarł rękoma najpierw twarz a następnie włosy.
- Vivienne błagam wróć do mnie!- krzyknął i uklęknął koło kanapy. Zaczął kołysać się w przód i w tył jakby miał chorobę sierocą. Wyglądał przy tym tak bezradnie.. Zupełnie jak mały chłopiec, który przeżył jakąś traumę.
Chciałam wstać.. Chciałam podnieść się i powiedzieć "Chłopczyku wszystko będzie dobrze".
Chciałam wstać i pogłaskać go po blond włosach z dużą ilością lakieru. Chciałam mu powiedzieć, że nic mi nie jest, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam tego zrobić. Rozchyliłam lekko usta i jedyne co zdołałam wyszeptać to niemal bezgłośne : "Przepraszam". Obezwładniający i wszechobecny ból sprawił, że znowu nastała ciemność.







Wiem wiem! Rozdział jest mega krótki i chujowy, ale przepraaaszam. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Musiałam poprawiać oceny i pomagać w domu bo remont :/
Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście. Jeżeli dalej jesteście ze mną i czytacie moje wypociny to proszę zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza :) 
Rozdział dodam najprawdopodobniej w poniedziałek, ale to wszystko zależy od was ;)